wróć... Dużo więcej niż wystawa psów rasowych
Od kilku lat wystawę Crufts odwiedzają przedstawiciele naszej redakcji. Jeszcze zanim powstał Magazyn Łączy Nas Pies Remigiusz Czech i Bartłomiej Juszczak gościli w NEC Birmingham i uczestniczyli w największym tego rodzaju wydarzeniu na świecie. W tym roku postanowili podzielić się swoimi spostrzeżeniami podczas rozmowy przeprowadzonej już po Best in Show w niedzielę 13 marca.
Bartłomiej Juszczak: Kynologię znasz od dziecka. Urodziłeś się w rodzinie, w której nie tylko rodzice, ale i dziadkowie hodowali psy rasowe. Jesteś sędzią kynologicznym. Widziałeś przeróżne wystawy psów rasowych, nie tylko w Europie. Crufts da się z jakimkolwiek wydarzeniem porównać?
Remigiusz Czech: Raczej nie. Nawet w USA wystawy psów rasowych nie są organizowane z takim rozmachem. Wielu spotkanych przez nas dziennikarzy i gości ze Stanów porównuje Crufts z Westminster Dog Show, ale tam liczba psów jest znacznie mniejsza. A Crufts to nie tylko wystawa ale też chociażby rywalizacja sportowa. Organizatorzy mówią o niej The World`s Greatest Dog Show czyli Największa Wystawa Psów na Świecie i Crufts nią rzeczywiście jest. Warto podkreślić, że co roku to jest to samo miejsce, te same hale, ta sama arena główna. To daje duże możliwości, w odróżnieniu od wystaw, które co roku są w innym miejscu. Jeśli coś się na Crufts sprawdziło to znaczy, że będzie co roku organizowane, dlatego te liczby są tak imponujące.
B.J: Twoja rodzina już w latach 80-tych sprowadziła do Polski Buldogi Angielskie i od tego czasu je hoduje. Dorastałeś z tą rasą, znasz ją bardzo dobrze, m.in. dlatego, że pokazywałeś ją i prowadziłeś warsztaty nie tylko w Polsce ale i za granicą. Nie dziwi zatem fakt, że najwięcej czasu spędziłeś przy ringu Buldogów.
R.C: Tak jest co roku (śmiech). Tym razem to była niedziela. Faktycznie dużo czasu tam spędziłem i jestem zadowolony z tego co zobaczyłem. Jak w każdej rasie, kiedy rywalizuje ok. 200 psów i, co jasne, większość jest z jednego kraju – Wielkiej Brytanii, trafiają się świetne psy, ale i słabsze. Dużo kontrowersji wzbudził fakt, że Buldog Angielski, który zdobył tytuł BOB (Zwycięzca Rasy) nie mógł uczestniczyć w konkurencji „Group Judging”. Wśród brytyjskich hodowców tej rasy decyzja lekarza weterynarii spowodowała ożywioną dyskusję, wiele osób nie kryło dezaprobaty. Nie chcę podważać decyzji lekarza, ale skoro ktoś dopuszczał tego psa do udziału w innych wystawach i pies otrzymał bilet na Crufts, a później przez wiele godzin wchodził do ringu, biegał i wygrał to raczej był w dobrej kondycji. I zrozumiałe jest to, że taka decyzja wywołuje kontrowersje.
B.J: Którykolwiek wybór sędziego czy to w grupach czy podczas Best in Show był dla Ciebie zaskoczeniem?
R.C: Nie. Wiadomo, że z trybun wszystko wygląda inaczej. Sędzia jest blisko, może każdego psa dotknąć, dokładnie obejrzeć. Widzi zdecydowanie więcej niż my, widzowie. Każdy pies, który bierze udział w rywalizacji o tytuł Zwycięzcy Grupy jest bardzo dobrym psem, większość ma tytuły championa. W grupie psów do towarzystwa i użytkowej trafnie wytypowałem zwycięzców, w innych grupach psy, które wygrały były, w moich typach w najlepszej trójce, także o żadnym zaskoczeniu nie może być mowy. Wygrał Lagotto Romagnolo, rasa z piękną historią, ale jeśli chodzi o oficjalną rejestrację to dość nowa, a przez brytyjski Kennel Club uznana w XXI wieku, a w kynologii oznacza to, że jest bardzo początkująca. Zwycięska suka kocha być wystawiana, to widać, genialnie prezentuje się w ringu, uczestniczyła w wielu wielkich wystawach i to doświadczenie zaprocentowało.
B.J: Crufts to nie tylko wystawa psów rasowych i rywalizacja sportowa, ale też okazja do tego, żeby spotkać się z wieloma osobistościami ze światowej kynologii, uznanymi sędziami kynologicznymi.
R.C: Tak jest. Tu się spotykają pasjonaci z całego świata. Możesz spotkać nie tylko wielu hodowców twojej ulubionej rasy, doskonałych fotoreporterów czy dziennikarzy, ale też sędziów kynologicznych.
B.J: Wspomniałeś dziennikarzy. Jest tu wielu kolegów ze stowarzyszenia, do którego należymy także i my czyli World Dog Press Association.
R.C: I to nie tylko z Europy, ale też z USA czy Japonii. Mayomi leciała tu przez Istambuł, a jej podróż trwała blisko 20 godzin. Minęła kilka stref czasowych. I wszystko po to by móc fotografować psy uczestniczące w Crufts przez cztery dni. Jeśli to nie jest pasja to w takim razie co nią jest? Bycie częścią stowarzyszenia, w którym jest mnóstwo pozytywnie zakręconych ludzi to sama przyjemność. WDPA to też poniekąd przepustka do świata kynologii dla dziennikarzy.
B.J: Mówiłeś również o spotkaniach z ekspertami, o nawiązywaniu kontaktów międzynarodowych.
R.C: Kynologia się zmienia. Nie wszystkie zmiany idą w dobrym kierunku, ale jeśli chodzi o wymianę doświadczeń to jest ona już teraz na wyciągnięcie ręki. Świat jest już od jakiegoś czasu globalną wioską. Uczestniczysz w Crufts, spotykasz uznanego specjalistę w konkretnej dziedzinie. Możesz w każdej chwili napisać do niego e-mail lub wiadomość na Messengerze i odpowiedź masz za kilka minut, a nie za kilka dni. Jesteś w stanie szybko wysłać zdjęcie lub skan z Polski do Japonii, USA lub Wielkiej Brytanii. Nie czekasz na listonosza. To sprawia, że nasze życie jest coraz szybsze, pędzi, ale ma to też dużo zalet. Łatwiej nawiązywać kontakty na całym świecie. To wpływa już teraz na kynologię i wpłynie jeszcze bardziej. Jestem zadowolony z kilku rozmów, które przeprowadziłem, doświadczeń, które wymieniłem. Głęboko wierzę w to, że klub, którym kieruję na tym skorzysta.
B.J: Jest coś co Cię w ostatnich kilku dniach rozczarowało?
R.C: Pogoda (śmiech). Spadło trochę śniegu i już nastąpił mały paraliż. Lotnisko, drogi. Przez to też część gości tu do Birmingham nie dotarła, ale na szczęście ostatnie dwa dni już były cieplejsze i bez wiatru.
B.J: Dzięki za rozmowę i czas spędzony na Crufts.
R.C: Dziękuję.
(BKJ)